20 lat temu pierwsze w Polsce in vitro

Brak pomocy ze strony państwa, czyli refundacji przez NFZ procedury pozaustrojowego zapłodnienia in vitro pozostaje wciąż najważniejszym problemem szerszego jej stosowania - uważa znany w kraju i za granicą specjalista w tej dziedzinie, prof. Marian Szamatowicz z Białegostoku.

Minęło dwadzieścia lat od narodzin pierwszego w Polsce dziecka (dziewczynki), które przyszło na świat po zapłodnieniu in vitro. Procedurę przeprowadził zespół lekarzy i naukowców z Akademii Medycznej w Białymstoku, pod kierunkiem prof. Szamatowicza. Stało się to 9 lat po pierwszych takich narodzinach na świecie.

Prof. Szamatowicz ciągle podkreśla, że brak refundacji stwarza barierę finansową dla tych par, których na przeprowadzenie zabiegu, czasem wymagającego wielokrotnego powtórzenia, nie stać. Uważa, że względy ideologiczne a nie medyczne sprawiają, że NFZ nie chce płacić za in vitro, które jest techniką wspomagania płodności, polegającą na zapłodnieniu komórki jajowej poza organizmem kobiety. Dzieje się to na płytce laboratoryjnej, gdzie umieszcza się pobrane od partnerów komórki jajowe i plemniki.

W niektórych sytuacjach, np. gdy kobieta ma poważnie uszkodzone jajowody lub je straciła w wyniku operacji, ta metoda jest jedyną szansą na dziecko. Nazywa in vitro "metodą ostatniej szansy" w sytuacji, gdy wyczerpane zostały inne sposoby leczenia bezpłodności, a do ciąży nie dochodzi. Mimo prób wprowadzenia tej procedury na listę świadczeń refundowanych, NFZ in vitro nie opłaca.

Refunduje diagnostykę ale pod warunkiem, że jest tożsama z innymi, refundowanymi przez fundusz metodami leczenia niepłodności. Podobnie jest z lekami podtrzymującymi ciążę - są refundowane przez NFZ ale wtedy, gdy występują w innych procedurach, za które fundusz płaci. Dlatego tak naprawdę to para sama musi zabieg finansować. Jedna próba kosztuje od kilku do 10 tys. zł a nie ma gwarancji, że się powiedzie. Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) uznaje niepłodność za chorobę społeczną, Niektórzy lekarze jej skutki psychiczne dla bezdzietnych par porównują do stresu, jaki przeżywa się w momencie zachorowania na nowotwór czy utraty kogoś bliskiego.

Szacuje się, że w Polsce około 1 mln par ma kłopoty ze spłodzeniem potomka, a liczba ta ciągle wzrasta. Z leczenia technikami wspomaganego rozrodu korzysta rocznie około 3 tys. par. Leczeniem zajmują się ponad dwadzieścia ośrodków, z czego tylko kilka działa przy akademiach medycznych, reszta to placówki prywatne. Skuteczność leczenia jest różna, zależy ona przede wszystkim od wieku kobiety.

Kobiety poniżej 30. roku życia mają około 25-30 proc. szans na ciążę, u pacjentek po 35. roku życia szansa spada. Nie wiadomo, ile dzieci urodziło się do tej pory w Polsce dzięki pozaustrojowemu zapłodnieniu. Wielu rodziców zrywa często kontakty z klinikami w momencie, gdy dochodzi do ciąży, nie chcą bowiem ujawniać tego faktu ze względu na wciąż istniejące bariery i opory społeczne. (PAP)




Polityka Prywatności